piątek, 29 lipca 2011

Jesús Sánchez Adalid - Rycerz z Alcántry

Autor: Jesús Sánchez Adalid
Tytuł: Rycerz z Alcántry
Wydawnictwo: Belldona
Ilość stron: 480

      Rycerz z Alcantry jest kolejną odsłoną sagi autorstwa J.S. Adalid'a opowiadającej o mężnym rycerzu Luis'ie María Monroy'u, który przygotowuje się do złożenia ślubów na rycerza zakonu Alcantra. Zupełnie, jak w pozostałych tomach, autor obrazuje historię Luis'a na podłożu historycznym, co dodaje wiarygodności powieści.
      Już sama okładka skutecznie potrafi przyciągnąć czytelnika. Mężczyzna, na niej przedstawiony wydaje się być postacią tajemniczą, a statek jest jak gdyby synonimem podróży, jakie zmuszone jest przedsięwziąć główny bohater. Wraz z nim możemy udać się niezapomnianą podróż po ówczesnych czasach, które zostały tu przedstawione z należytą starannością. Aż trudno pomyśleć, iż sam Adalid nie żył wtedy,  gdy rozgrywały się wydarzenia przez niego przedstawione, bowiem opisuje je z taką lekkością i dokładnością, że możemy mieć wrażenie, iż naprawdę towarzyszymy tytułowemu rycerzowi.
       Duża czcionka, do której początkowo nie byłam przyzwyczajona, a która drażniła moje oczy, powoli stała się mniej wyrazistym elementem, gdy dałam się ponieść słowom. Jednak i tu nie było mi dane zaznać całkowitego relaksu z książką, gdyż co rusz rzucały się w oczy różnorakie błędy; począwszy od przecinków po brak niektórych liter i powtórzenia. Całe szczęście, iż było tak wyłącznie na samym początku, a może po prostu czytelnik po pewnym czasie przestaje zwracać na nie uwagę? Ważne było jednakże, iż mogłam zanurzyć się w świat tajnych misji, szpiegów i uczuć żywionych przez Manroy'a do kogoś, na kogo nie powinien był nawet spojrzeć. Mimo to, piękno i otwartość mieszkańców Stambułu pokazują głównej postaci, że nie wszystko jest takie, jakim mogło się wydawać, a ludzie dotychczas sądzeni po pozorach nie są zupełnie tacy, jakimi przedstawiają ich inni.
       Akcja początkowo rozwija się bardzo powoli, rzekłabym, że wręcz ślamazarnie. Mniej więcej w połowie książki dajemy całkowicie pochłonąć wydarzeniom, gdzie tajemnica jest nam zgoła wiadoma, chociaż z chęcią możemy obserwować poczynania bohaterów, ażeby całkowicie ją rozwikłać. Szkoda, iż drugoplanowym postaciom nie poświęcono wiele uwagi, bo z pewnością na nią zasługują. Wśród nich występują bowiem postacie niezmiernie barwne i potrafiące być dla rycerze nie lada kłopotem. Lecz autor konsekwentnie trzyma się historycznych faktów, co jest jednocześnie zaletą, jak również i wadą.
Manroy wraz z Juan'em Barelli stają się wykonawcami ważnej woli Króla, wysyłającego ich w tajną misję, na drodze której spotykają wielu ludzi, najczęściej przyjaźnie im nastawionych. Podłość, z jaką jeden z nich wykorzystał ufność tłumacza, może wzbudzać kontrowersje, chociaż była koniecznością. Wszystkie czyny, jakie wykonują mają doprowadzić ich do jednego - celu. Nie obchodzi ich, iż ranią uczucia nowo poznanych, a jeżeli już czują jakieś wyrzuty sumienia (głównie Luise, bo to z jego perspektywy prowadzona jest narracja) nie są one nazbyt wielkie. Mimo to, rycerzowi udaje się załagodzić wszelakie spory, a nawet odratować utraconą sympatię sługi potężnego rodu.
       Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, Manroy'a, niektórym przypadnie do gustu, a innym niekoniecznie. Ja sama wolałabym dowiedzieć się o wiele więcej o tym wszystkim, niźli z myśli głównego bohatera. Interesowały mnie poglądy Wielkiego Turka i innych, a nijak nie mogłam przeniknąć do ich głów i dostrzec rzeczywistości takiej, jaka była według nich. Pomimo tego, rycerz wielokrotnie miał dość trafne przypuszczenia. Jakieś potknięcie, chociaż było jedno, lecz o niewielkich konsekwencjach, z pewnością wzbogaciłoby akcję.
       Pomimo, że książka nosi miano historycznej, może znaleźć uznanie także i w oczach wielbicieli przygodowych powieści. Wiele z końcowych rozdziałów nosi znamiona dobrej opowieści, z którą ciężko przyszło mi się pożegnać. Nim akcja na dobre się rozpoczęła, nastąpił koniec Rycerza z Alcantry. Jednakże pocieszam się myślą, iż to nie ostatnie dzieło Adalid'a i jeszcze wiele razy będę mogła poznać zadziwiające perypetie Manroy'a, który mimo swych wad stał się dla mnie kimś bliskim. To właśnie należy przyznać autorowi; stworzył postać tak wyrazistą i posiadającą cechy wielu ludzi, że mogłaby żyć tuż obok nas.
       Podsumowując, początkowo trudno przyzwyczaić się do stylu pisarza i ogólnego zarysu dzieła, jednakże warto poczekać do chwili rozwinięcia się akcji, bo z pewnością się nie zawiedziecie. Nawet sami nie zauważycie, kiedy z lekko znudzonej pozycji półleżącej przeniesiecie się do pięknego Stambułu, spragnieni nowych wrażeń.

Darcy.

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od portalu nakanapie.pl, za co serdecznie dziękuję.

________________________________________________________________________________

Moją recenzję możecie znaleźć także na: http://nakanapie.pl/book/710646/review/6491/rycerz-z-alcantary.htm


8 komentarzy:

  1. Hm, nie bardzo mogę wypowiedzieć się na temat sagi, ponieważ nie czytałam wcześniejszych tomów, aczkolwiek mimo tego, że mniej więcej po przeczytaniu połowy książki, dajemy się porwać w wir wydarzeń, chyba jednak odpuszczę sobie jej lekturę. Akcja, która powoli się rozwija zbyt bardzo mnie męczy i nie zachęca do dalszego czytania, a jakoże jestem osobą, która nie lubi czekać na cokolwiek, to chyba nie za bardzo pozycja dla mnie ;) Tak czy inaczej, recenzja ciekawa, pozwala nam zobaczyć wady i zalety książki.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie wiem... boję się tego początku. Ale może przeczytam :D

    Pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka pana Adalid'a "Więzień" stoi na regale i czeka na odpowiednią porę. Jako, że historia jest moją pasją, z wielką radością dam się ponieść opowieściom Autora. Jedyne czego się obawiam to zbytnie podciąganie faktów, za duża inwencja twórcza... Mam nadzieję, że Autor jednak będzie trzymał się historycznych faktów. A powolna akcja mnie nie przeraża, od wartkiej akcji zdecydowanie bardziej wolę powoli snute opowieści, pełne szczegółów i barwnych opisów :)
    Pozdrawiam ciepło

    PS. Wydawnictwo to Bellona, nie Belladona ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie miałam styczności z tym autorem i żałuję. Lubię klimat, który zawarty został w "Rycerzu z Alcantry". Jeżeli będę miała okazję, z chęcią przeczytam to dzieło.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa recenzja. Ja również nie miałam kontaktu z powieściami tego autora. Jak zwolni mi się kolejka to poszukam jego książek.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Okładka przypomina mi pozycję "Więzień". Czy to jest kolejna jej część?
    Raczej po nią nie sięgnę. W chwili obecnej, wolę zaczytywać się w fantastyce lub w obyczajowych powieściach, jednak, gdy będę miała ochotę na powieść o rycerzach, to z pewnością sięgnę po dzieła tego autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam pierwszy tom tej sagi i średnio przypadł mi do gustu- na początku było nieźle, ale potem zaczął mnie nużyć.

    Co do pytania pozostawionego na moim blogu- filmu/serialu o Arturze niestety nie potrafię polecić, żaden jeszcze mnie nie urzekł. Oprócz "Camelotu" oglądałam serial "Merlin" BBC- jeśli lubisz nieskomplikowane produkcje familijne spróbuj obejrzeć, całkiem przyjemny- mój odstresowywacz po męczącym dniu ;) Z seriali to by było na tyle, filmy- oglądałam beznadziejne "Mgły Avalonu" (historia skupiona głównie na kobietach z legend arturiańskich) i "Króla Artura" (tego z Knightley i Owenem). Ten drugi odznacza się całkiem niezłym klimatem, da się obejrzeć, choć bez rewelacji. Został mi jeszcze "Merlin" z 1998, jestem ciekawa moich wraże po nim :) Innych produkcji nie znam ;)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. O proszę, po napisaniu swojej opinii lubię poczytać recenzje innych czytelników, porównać odczucia towarzyszące książce :)
    Czytałam Twoją recenzję nakanapie, teraz poznałam jej właścicielkę. Dzień dobry :)

    OdpowiedzUsuń