niedziela, 29 stycznia 2012

Elisabeth Flock - Dogonić rozwiane marzenia

Autor: Elisabeth Flock
Tytuł: Dogonić rozwiane marzenia
Wydawnictwo: Mira Harlequin
Ilość stron: 320



      Z lekkim przestrachem podchodziłam do tej pozycji, bo po innej powieści wydanej przez to wydawnictwo (Obudzić szczęście) nie wierzyłam, że jeszcze jakaś inna książka z tego gatunku stanie się lepsza, jednak myliłam się. Dogonić rozwiane marzenia zupełnie jak jej poprzedniczka dała mi chwilę wytchnienia od codziennych obowiązków, a także pasjonującą podróż przez poszczególne wątki z matką i córką - Cammy oraz Samanthą - które są jednocześnie narratorkami opowieści oraz głównymi bohaterkami.

      Cammy i Samantha to matka i córka, a także zdawać by się mogło zupełnie obce dla siebie osoby. Od czasu, gdy Cammy dowiedziała się, że jest adoptowana odseparowała się od rodziny, wdała się w podejrzane towarzystwo, a zarazem poczuła dławiącą potrzebę poznania, kim jest jej biologiczna matka. Jak często rzecz ma się w tego typu opowieściach, matka dziewczyny cierpiała, bo niedość, że nie potrafiła pomóc dziecku, to musiała zmierzyć się z poczuciem winy oraz bezdradności. O ile na samym początku byłam pewna, w jaki sposób skończy się powieść, a raczej starałam się założyć koncepcję, to po przewróceniu ostatniej strony doznałam uczucia klęski i podziwu dla autorki, ponieważ potrafiła opowiedzieć tę historię w taki sposób, aby czytelnik w pewnym stopniu snuł przypuszczenia, które w rozwiązniu akcji okazują się mylnymi.
   Świat się zmienia, więc z innymi pieszymi przechodzę na drugą stronę i myślę sobie, że właśnie tak się dzieje. W taki sposób zostawiasz swoje życie i zaczynasz nowe.
      Niezmiernie podobał mi się sposób, w jaki Elisabeth Flock dopuszczała do głosu obie bohaterki. I Samatha, i Cammy mogą pokazać oblicze swojego życia, bo pomimo iż są w jednym domu, spoglądają na siebie codziennie, to każda z nich zdaje się być kontrastową postacią do tej drugiej. Dziennik prowadzony przez Cammy sprawia, że czytelnik ma możliwość wejrzenia we wrażliwą duszę dziewczyny, jaka mimo że ukryta pod pozorami, jakie stwarza adpotowane dziecko, jest niesamowicie otwarta. Nieraz wzruszałam się, kiedy miałam przed oczyma sceny rozczarowania przeżywane przez dziewczynkę, czułam jej bezsilność, a także złość na męża adopcyjnej matki, iż zdecydował się w tak pochopny sposób przekazać dziecku prawdę. Z kolei, kiedy spoglądałam na obraz sytuacji zarysowany przez Samathę, doznawałam wrażenia, iż kobieta ocenia sytuację stoicko, tak odmiennie od buntowniczej uczuciowości nastolatki. Właśnie dzięki temu podziałowi na narrację dziewczyny oraz matki - dwóch drogich sobie osób - jestem w stanie poznać idee, jakie nimi kierowały.

      Książka pt. Dogonić rozwiane marzenia sprawiła, że zaczęłam snuć głębokie refleksje nad słowami, bo skoro jedna wzmianka, jedna wygłoszona wzburzonym głosem fraza, może sprawić, że wszystkie nadzieje na przyszłe, szczęśliwe zdawać by się mogło, życie przekreślają sie, to czy należy brać wszystko, jakby to była najszczersza prawda. Niekiedy zastanawiam się, w jaki sposób zakończyłaby się opowieść o Cammy i Samathcie, gdyby los ułożył im inny początek, gdyby pewne słowa nie wypłynęły na powierzchnię, a dzieje potoczyły się monotonnym rytmem. Czy dłuższy okres milczenia sprawiłby, iż córka potrafiłaby wybaczyć matce, że ukrywała przez nią prawdę o pochodzeniu? Czy może byłaby rozgoryczona? - tu zamyka się błędne koło.

      Reasumując, polecam powieść Elisabeth Flock każdemu. Ta książka, prowadzona lekką narracją, dotyka ważnych problemów życiowych, ale zmusza czytelnika nie do biernego obserwowania rozwoju wydarzeń, lecz czynnego w nich uczestnictwa. Wielokrotnie pogrążałam się w głębokiej zadumie, rozmyślając nad postaciami przedstawionymi w utworze. Uważam zatem, iż utwór, który potrafił wywołać w czytelniku tak dalece idące zainteresowanie fabułą, jest godny polecenia i dlatego jestem w stanie rzec śmiało, że Dogonić rozwiane marzenia jest warte przeczytania, a to, w jaki sposób osoba czytająca odbierze dzieło, zależy tylko i wyłącznie od wrażliwości oraz wieku, co sprawia, że książki nie da się uchwycić w jedyne i słuszne słowa, bowiem każdy oceni ją w odmienny sposób.

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wydawnictwa Mira Harlequin, za co serdecznie dziękuję.

czwartek, 26 stycznia 2012

Mario Vargas Llosa - Listy do młodego pisarza


Autor: Mario Vargas Llosa
Tytuł: Listy do młodego pisarza
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 128



         Któż z nas raz, chociażby przelotnie nie usłyszał nazwiska Mario Vargasa Llosy, laureata literackiej Nagrody Nobla w 2010 roku, a przy tym znakomitego pisarza? Z pewnością wiele osób sięgnęło po jedną z jego powieści; Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki, Pochwałę macochy bądź Marzenia celta - wszystkie te dzieła łączyło jedno - niebywała skłonność do refleksji nad światem, przytaczanie za pomocą opisów tego, czego nie były w stanie wyrazić słowa. Zapewne niektórzy zastanawiają się, jak wygląda praca nad książką w wykonaniu Llosy. Na to pytanie pomaga odpowiedzieć powieść wydana przez wydawnictwo Znak - Listy do młodego pisarza - uchylająca choć rąbek tajemnicy, ukazując warsztat artysty w postaci listów skierowanych do początkującego pisarza.

       To, co już na samym początku zwróciło moją uwagę, to język, jakim operuje Llosa. Zdawać by się mogło, iż tak znany pisarz będzie się posługiwał nasyconymi patosem słowami, a on tym czasem stara się wyjaśnić wszystko w miarę przystępny sposób. Nie znaczy to jednak, że szczędzi znamiennych w wymowie epitetów, bowiem czyni rzecz wprost inną. Mianowicie, powołując się na znane dzieła, m.in. Panią Bovary, stara się ukazać, w jaki sposób poszczególni artyści odbierali pisarskie rzemiosło, lecz przekazuje te informacje w tak dojmująco trafnie, że nie sposób pominąć, do czego pije.

      Ukazując poszczególne etapy pracy nad dziełem, począwszy od stylu, narracji i przestrzeni, czytelnik ma wrażenie, że nie ksiażka kształtem przypominająca autobiografię, jest tak w zasadzie stworzona dla niego. Każda wzmianka, zwracanie się do odbiorcy potęguje wrażenie ciepła, jakie powstaje po zetknięciu się z Listami do młodego pisarza. Niekiedy zajmowałam inne stanowisko aniżeli Llosa, lecz zawsze musiałam przyznać, że autor tak skrzętnie rozwiewał moje wątpliwości, że zaczynałam pewne rzeczy postrzegać w inny sposób. To sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście każdy czytelnik czuje, że listy Noblisty są skierowane do niego, że stanowią wycinek jego myśli? Wracając zaś do ciepła, jakim emanuje dwunasto-listowe dzieło, jestem w stanie odpowiedzieć śmiało, że wszystko weń zawarte trafiło do mnie z o większym skutkiem, niż podręczniki dotyczące pisarstwa. Mimo że nie pracowała nad tym rzesza autorów, a jedynie jeden, to doznałam osobliwego uczucia, jakim jest zaspokojenie wiedzy. Po skończeniu Listów do młodego pisarza nie miałam poczucia niedosytu, lecz usiadłam na chwilę i powiedziałam sobie: "tak, w rzeczywistości to wszystko ma sens". Myślę, że to doskonale dowodzi, jaki wpływ mają listy na osobę żądną informacji o pisarskim warsztacie. 

      Reasumując, nadal nie potrafię wyjść z podziwu, w jak wysmakowanej formie Mario Vargas Llosa obnażył funadamenty, na których buduje się jego litaratura. Tak naprawdę to nie jest tylko książka o twórczości autora, o strategiach pisarskich, o świecie, ale głęboka zaduma nad dolą skryby, swojego rodzaju hołd dla tych, którzy nie piszą prędko, byleby tylko napisać, lecz zastanawiają się nad każdym słowem, chołubią w duszy swój los, a potem przelewają obawy i troski na papier. Wyselekcjonowałam najciekawsze cytaty i chociaż wypadałoby przytoczyć tu całą książkę pisarza, zaprezentuję tu tylko najlepsze z najlepszych albo te, których brzmienie odbieram tysiąckroć dosadniej niż innych.

      Flaubert (...) przyjął swoje powołanie jak krucjatę, poświęcając się mu dniem i nocą, z fanatycznym oddaniem i stawiając sobie nieludzkie wprost wymagania.
      Na tym polega osobliwa dwuznaczność powieści: aspirować do autonomii mimo nieuniknionego powiązania z tym co realne i za pomocą specjalnej techniki sugerować niezawisłość i samodzielność (...).

czwartek, 12 stycznia 2012

Henryk Sienkiewicz - Ogniem i mieczem

Autor: Henryk Sienkiewicz
Tytuł: Ogniem i mieczem
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Ilość stron: 844



     Po powieść Henryka Sienkiewicza pt. Ogniem i mieczem sięgnęłam pewnego zimowego wieczoru, chociaż trafniej byłoby to nazwać przedzimiem, w celu przypomnienia sobie lektur, które niegdyś mnie zauroczyły. Tak się składa, że nie zawsze byłam wielbicielką Sienkiewiczowskiej prozy. O ile moje pierwsze spotkanie z tym autorem było udane, to później wielokrotnie przestrzegana przed Krzyżakami, podchodziłam nieco sceptycznie do tej książki. I patrząc na to wszystko z boku, to właśnie początkowe nastawienie sprawiło, że nie odebrałam owej historycznej powieści tak jak powinnam. Postanowiłam zatem przypomnieć sobie, dlaczego stało się tak a nie inaczej, i po ponownym zagłębieniu się w lekturę Krzyżaków, stwierdziłam, że twórczość tego pisarza niezmiernie przypadła mi do gustu, dlatego sięgnęłam po kojne jego dzieło - pierwszą część Trylogii.

     Ogniem i mieczem opowiada o dziejach Polaków podczas powstania pod wodzą Chmielnickiego. Jego samego mamy okazję poznać już w pierwszych rozdziałach, aczykolwiek jest to dopiero pobieżny wgląd w niebywale rozwiniętą postać. Tłem drugoplanowym jest miłość Jana Skrzetuskiego, mężnego rycerza, oraz Heleny Krucewiczówny. Przyznam, że to właśnie ten aspekt sprawił, że książka zyskiwała dodatkowy atut. Uwielbiam powieści, w których akcja nie jest skupiona wokół jednego punktu, lecz rozbiega się w wielu kierunkach. W Ogniem i mieczem tak właśnie jest. Powstrzymywałam się, żeby nie zajrzeć na ostatnią stronę, bo chociaż bardzo dobrze znam historię, to pragnęłam odkryć nowe sytuacje towarzyszące rozwojowi uczucia hardych państwa.

     Już po pierwszych stronach powieści, fabuła zdaje się pochłaniać czytelnika. Gdyby ktoś przed sięgnięciem po tę pozycję, powiedział mi, że arcydzieło literatury zauroczy mnie na tyle, że będę miała ochotę na więcej, to wyśmiałabym go. W książkach, które niegdyś czytaliśmy możemy dostrzec coraz to inne tło towarzyszące rozwojowi akcji. Ja dzieje w Ogniem i mieczem doskonale znałam, to z filmu, to z lekcji, lecz mimo wszystko śledziłam z zapartym tchem postępowania Skrzetuskiego. Ten mężny człowiek od razu przysposobił sobie moją sympatię. Podążałam wraz z nim przez bory, lasy, byleby tylko odnaleźć ukochaną Helenę. I kiedy już mężczyzna został pozbawiony nadziei, pragnęłam go pocieszyć. Nieczęsto tak bardzo przywiązuję się do poszczególnych postaci. Zazwyczaj ma to miejsce w wielostronicowych seriach, typu Harry Potter, lecz tu, mimo iż powieść liczy zaledwie 844 strony, żywiłam przyjazne uczucia niemalże do każdego z bohaterów, także i niepokornego Kozaka. Mówiąc tylko, mam na myśli fakt, że nie spostrzegłam, kiedy skończyłam Sienkiewiczowskie dzieło.

     Podsumowując, powieść Sienkiewicza polecam absolutnie każdemu. Począwszy od pasjonatów historii, po złaknionych nowych przygód niedowiarków, że książka historyczna potrafi zdobyć tak wielką sympatię czytelnika. Podążając przez długie opisy, rozkoszne wysnucia zatartych wątków na wierzch, będziemy w stanie odbyć podróż w nieprzebrane motywy literackie; w Ogniu i mieczu kryją się bowiem zarówno wątki podróżnicze, miłosne, jak i dotyczące domu, za który Polacy tak chwacko walczyli. Jedno trzeba przyznać Henrykowi Sienkiewiczowi - dokonał tego, co zamierzał, stworzył powieść pokrzepiającą serca patriotów.


Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wyd. Zielona Sowa, za co serdecznie dziękuję.
 

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Susan Wiggs - Obudzić szczęście

Autor: Susan Wiggs
Tytuł: Obudzić szczęście
Wydawnictwo: Mira Harlequin
Ilość stron: 448


     Gdy zerknęłam na okładkę powieści Susan Wiggs pt. Obudzić szczęście, od razu wiedziałam, że mi się spodoba. Czy sprawiło to sielskie zdjęcie kobiety na wakacjach, czy tęsknota za ciepłą pogodą - tego nie jestem w stanie odpowiednio oszacować. Przez długi czas zapomniałam o tej książce, aż parę dni temu nadarzyła się okazja, aby po nią sięgnąć. Nakłoniona przez zarówno obwolutę, jak i opis dzieła Wiggs bez obaw wzięłam do rąk utwór, licząc na mile spędzony czas, bez zbędnych prób interpretacji zachowań albo psychiki bohaterów. Okazało się, że to dzieło było wprost idealnym sposobem na oderwanie się od codziennych problemów. Nie dość, że spędziłam mile kilka godzin, to jeszcze fabuła zaintrygowała mnie tak bardzo, że nie mogłam przerwać lektury nawet wtedy, kiedy musiałam zabrać się do nauki.

     Obudzić szczęście autorstwa Susan Wiggs opowiada o dwudziestu kilkuletniej kobiecie, Sarah Daly (Moon), która zdaje się mieć wszystko; począwszy od idealnej pracy, po wiernego męża (później okazuje się, że nie był aż tak perfekcyjny, jak się mogło zdawać na pierwszy rzut oka). Po raz pierwszy główną bohaterkę spotykamy w klinice, gdy czeka na przystąpienie do kolejnej próby inseminacji. Razem z mężem starają się o dzieci, jednak dotychczas te próby kończyły się fiaskiem. Od tej pory podążamy wraz z postacią przez jej barwne życie; nakrycie męża przy zdradzie, wyjazd do rodzinnego miasteczka oraz ponowne spotkanie starych znajomych. Wraz z Sarah mamy okazję odpoczywać w niewielkim kalifornijskim miasteczku, cieszyć się dobrą pogodą oraz poznać Willa - mężczyznę, który diametralnie się zmienił od czasów, gdy Sarah widziała go ostatni raz. Ta postać od samego początku zyskała moją aprobatę, a początkowo powolny rozwój akcji powodował, że wprost nie mogłam się doczekać, gdy kobieta porozmawia ze strażakiem na taki, a nie inny temat.

     Trzecioosobowa narracja sprawiała, że mogłam poznać wydarzenia z punktu widzenia kilku osób. Dzięki temu nie dość, że lepiej odczułam klimat książki, to jeszcze domyślałam się, co niedługo się wydarzy i ta nutka wiedzy zatrzymywała mnie bezustannie przy wertowaniu kolejnych stron. Siłą woli powstrzymałam się, żeby nie zerknąć na ostatnią stronę, bo mimo że moje przypuszczenia co do zakończenia powieści Wiggs były słuszne, to napotkałam przy tym wiele niespodziewanych zwrotów akcji, sprawiających, że zapragnęłam czytać jeszcze szybciej.

     Poza ogólnym wykreowaniem utworu Obudzić szczęście, muszę zwrócić uwagę na komiksy znajdujące się na początku kolejnych części. Odkrywały one zarówno drugie oblicze Sarah, autorki komiksów, pokazującej w swych dziełach kobietę zupełnie inną niż jest w rzeczywistości, a także zdradzały choć niewielki pierwiastek tego, czego można było oczekiwać po dalszym zagłębianiu się w treść opowieści o życiu kobiety.

     Podsumowując, z czystym sercem mogę wam polecić Obudzić szczęście Susan Wiggs. Gwarantuję, że zupełnie jak ja dacie się porwać w wir wyrażeń oraz polubicie główną bohaterkę, której zachowanie nie dość, że nie jest wymuszone, to zdaje się być postawą zwykłego człowieka, którego spotykają podobne przygody, jakich ona doznała. Rzetelnie przedstawione relacje między Sarah  a Willem oraz innymi osobami, sprawiają, że książka jeszcze bardziej zyskuje na realizmie.


Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wyd. Harlequin Mira, za co serdecznie dziękuję.

piątek, 6 stycznia 2012

- Andersen, Grimm - - Skarbiec pełen baśni

Autor: - różni autorzy, m.in. Andersen, Grimm -
Tytuł: Skarbiec pełen baśni
Wydawnictwo: Wilga
Ilość stron: 186



      Do sięgnięcia po Skarbiec pełen baśni skłoniła mnie niedawna rozmowa, dzięki której przypomniałam sobie baśnie, niegdyś skłaniające do refleksji, przyprawiające o palpitacje serca oraz niekontrolowaną chęć znalezienia się w świecie wykreowanym przez autorów. Do moich ulubionych baśniopisarzy należy H. Ch. Andersen, którego Królowa śniegu mimo wielu lat ciągle za mną podąża. W tym zbiorze utworów także trafiłam na jedno z jego dzieł - Nowe szaty cesarza. Po raz kolejny doznałam wrażenia, że nie trzeba wielkich, górnolotnych słów, aby wyrazić życiowe prawdy. Niekiedy zamyka je się w biednej formie, aby tym mocniej cieszyć się z ich odkrycia.

     Na wstępie, chciałam zaznaczyć, jak solidne jest to wydanie baśni. Niekiedy, a wręcz bardzo często, okładki książek, a nawet same stronice, drą się podczas częstego użytkowania. Jak wiadomo, dzieci niezmiernie często sięgają po ulubione historie, zatem jest to dodatkowy atut Skarbca (...) baśni. Materiałowa zakładka, przymocowana do wydania z pewnością pomoże odnaleźć stronę, na której skończyliśmy czytać.

     Patrząc na okładkę, nie mogłam się powstrzymać, żeby nie powiedzieć, jaka jest piękna. Ze swojej strony, pamiętam stare wydanie opowieści rosyjskich, które czytywano mi, gdy byłam dzieckiem. Zapewne dlatego, że darzę je sentymentem, nie mogłam się przekonać do grafiki baśni. Owszem, ryciny są niezmiernie piękne, lecz w moim sercu nadal tkwi wspomnienie wydrukowanych kopii odręcznych szkiców, które przekalkowywałam na inne kartki. Mimo wszystko młodym czytelnikom zapewne przypadnie do gustu sposób, w jaki zostały zilustrowane poszczególne historie, bo trzeba przyznać, że z tej strony zostało to znakomicie zrobione. Po prostu nie potrafię przyzwyczaić się do czegoś innego, kiedy pamięć wypełniają mi wspomnienia.

     W zbiorze baśni mamy przyjemność zaznajomić się z takimi kultowymi dziełami jak: Śpiąca królewna, Kopciuszek czy Brzydkie kaczątko. Wszystkie opowieści działają sugestywnie na wyobraźnię dzieci, sprawiając, że rozwija się ich empatia. Przyznam, że niegdyś zapatrywałam się w Kopciuszka, marząc, że będę taka jak ona. Czy nie jest to idealny przykład, dzięki któremu można wyrazić ponadczasowość dzieł? Wszak starsze pokolenia wychowały się również na takich dziełach, toteż z pewnością zechcą odświeżyć sobie pamięć przy powyższej książce skupiającej baśnie.

     Na samym końcu książki są zamieszczone krótkie informacje odnośnie genezy utworów przedstawionych w zbiorze. Dzięki temu dowiedziałam się wielu frapujących rzeczy, m.in. tego, że Żabi książę był znany również na Sri Lankę, że Andersen uważał Brzydkie kaczątko za swą autobiografię,  że dzisiejsza Śpiąca królewna została przerobiona, a jej zakończenie stanowiła wojna, podczas której królewna zostaje sama z matką królewicza, każe przyrządzić na wieczerzę wnuki, na co kucharz czyni to, łgając jednakże, bowiem oddał samą dziczyznę, nie zaś dzieci, jak zwykle bywa - królewicz zjawia się w odpowiednim momencie, by uratować rodzinę. Z pewnością poszukam kiedyś tej wersji - kto nie chciałby poznać tak odmiennej historii od tej, jaką znamy, w dodatku pełną nieoczekiwanych zwrotów akcji.

     Reasumując, gdybym miała wybrać odpowiednią książkę dla chrześniaka, sięgnęłabym po Skarbiec pełen baśni. Jestem pewna, że dzieci docenią przekazywane w utworach treści, a także zapamiętają morały weń przekazane na wiele lat. Ilustracje działające na podświadomość, pomogą im przenieść się do świata, pełnego zagadek, magii, a nawet mściwości - jak niechęć macochy do biednej sieroty, pogardliwie nazywanej Kopciuszkiem. Starsi czytelnicy także znajdą okazję do tego, by przypomnieć sobie to, co jeszcze kilka/kilkadziesiąt lat temu sprawiało, iż w ich oczach lśniły łzy wzruszenia bądź radości. Proste w przekazie, alegoryczne opowieści będą stanowiły idealne źródło dla przyszłych pożeraczy książek, zainteresują ich literaturą, a może sprawią, że poczują zew przygody i postanowią kiedyś odbyć podobne wędrówki, jak Jaś i Małgosia opuszczeni pośrodku lasu, czy brzydkie kaczątko pośród pięknych ptaków, bezustannie napiętnowane. Jednym słowem: zbiór baśni gorąco polecam!


Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wyd. Wilga, za co serdecznie dziękuję.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

John Stephens - Szmaragdowy atlas

Autor: John Stephens
Tytuł: Szmaragdowy atlas
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ilość stron: 408



     Wczoraj udało mi się sięgnąć po Szmaragdowy atlas Johna Stephensa. Jako miłośnika fantastyki do przeczytania tej powieści przywiodła mnie wzmianka o podobieństwie książki do dzieł J. K. Rowling czy C.S. Lewisa. Nie mogłam sobie darować takiej uczty wyobraźni, toteż jak najprędzej wzięłam się za wertowanie stron. Jednakże to słowo kojarzy mi się z mozolnym przewracaniem kartek, a moje oczy wręcz płynęły po tekście, nie zauważając nawet momentu, w którym numeracja przeszła ze strony siódmej do pięćdziesiątej. Zdecydowanie powieść sprawia, że zapominamy o tym, co nasz otacza oraz zagłębiamy się w intrygującego losy trójki rodzeństwa.

     Kate, Michael i Emma jako dzieci zostali wywiezieni z domu rodziców. Wszystko to zostaje owiane woalem tajemnicy, a jedynie Kate pamięta, chociaż niewiele, lata, kiedy cała rodzina była razem. Rodzeństwo stara się jej przypomnieć o tym w każdej chwili, wymieniając między innymi fikcyjne nazwiska, które mogliby nosić, licząc przy tym, że ich siostrze nagle rozjaśni się pamięć. Prócz wspólnie spędzonego czasu pewnego, zimnego wieczoru, dziewczynce nie pozostało nic po ojcu i matce, jedynie łańcuszek ze startą różą, który bezustannie pocierała. Dzieci, mimo że niosą na barkach ogromny ciężar doświadczeń, stają się butne i nadal próbują stawać naprzeciw przeciwieństw losu. Niekiedy ta werwa przeobraża się w języku, jakim się posługują, sprawiając, że nie pasuje do ich młodzieńczego wieku, aczykolwiek ta wada ginie w porównaniu z wartką akcją.

- Kate - (...) - (...) Musisz zaopiekować się rodzeństwem. Rozumiesz? Michael i Emma muszą być bezpieczni!
- Co... (...) Ale...
- Och, Kate, proszę! Po prostu mi obiecaj!
- No... dobrze. Obiecuję.

     Od chwili, gdy kolejna dyrektorka ośrodka postanawia oddelegować dzieci do innego domu dziecka, zaczyna się ich przygoda. Pełna zawirowań, nieoczekiwanych zwrotów akcji oraz nieopisanie wciągającej fabuły, prowadzonej w trzecioosobowej narracji. Najbardziej sobie cenię ten sposób snucia historii, bo dzięki niemu nie ograniczamy się do punktu widzenia tylko jednego bohatera, ale możemy obejrzeć te same wydarzenia z punktu widzenia kilku osób, poczuć zupełnie inne emocje towarzyszące postaciom.

     Jestem pewna, że Szmaragdowy atlas, trafi do gustu nie tylko młodszym, lecz także i starszym czytelnikom. Biorąc pod uwagę, że dzięki niemu jesteśmy w stanie przeżyć niepowtarzalną przygodę - chociaż przyznam, iż czasem miałam wrażenie, że już kiedyś czytałam coś podobnego, co jednak nie sprawiło, iż odczułam znużenie lekturą - a także odkryć dziecięce marzenia, bowiem ja zawsze marzyłam, aby w moje szare życie wkradła się odrobina magii.

     Reasumując, dzieło autorstwa Johna Stephensa, polecam każdemu bez względu na wiek, zainteresowania (chociaż wielbicielom horroru może nie przypaść do gustu) oraz codzienne zajęcia. Ja spędziłam z tą powieścią wiele miłych momentów, które będę jeszcze nieraz wspominać. Z całą pewnością zajrzę do niej parę razy, ażeby ponownie poczuć ten magiczny klimat.

* wszystkie cytaty pochodzą z powieści pt. Szmaragdowy atlas J. Stephensa


Egzemplarz recenzencki otrzymałam od wyd. Bukowy Las, za co serdecznie dziękuję.